piątek, 1 sierpnia 2014

Różowe kokardki

Do różu nigdy nie pałałam ogromną chęcią. Jako nastolatka zdecydowanie wolałam czerń. Gdybym mogła sama kompletować swoją garderobą, nie uświadczylibyście ani jednego żywego koloru.Na szczęście w trakcie dojrzewania sytuacja systematycznie się zmieniała. W swojej garderobie do tej pory nie mam nic różowego, ale wśród kolekcji lakierów znajdzie się już taki gagatek.


Miyo 123, o chwytającej nazwie Flamingo, to pierwszy róż, który skradł moje serce. Delikatny dziewczęcy, nie majtkowy. W buteleczce widać delikatny srebrny shimmer, który niestety znika po nałożeniu na płytkę paznokcia. Ma cieniutki, chudziutki pędzelek, którym z łatwością można manewrować koło skórek. Do pełnego krycia potrzebował 2 warstw.

Towarzyszy mu Rimmel 60 seconds 619 Pulsating. To soczysty róż lekko opalizujący na fioletowo. Do pełnego krycia wystarczyłaby jedna, grubsza warstwa, choć ja, dla pewności, położyłam dwie. Ma gruby pędzelek, który zdecydowanie bliższy jest memu sercu.





Oby dwa lakiery nakładane były na bazę Nail Tek Fundation II i przykryte topem Bell Fashion Colour. O szybkości schnięcia niestety nic nie powiem, bo korzystam z preparatu przyśpieszającego wysychanie, aktualnie Essence Express Dry Drops.

W sumie punktem wyjścia do powyższego manikiuru były naklejki ze sklepu Born Pretty Store dostępne w całym komplecie TUTAJ  . Nakłada się je bajecznie prosto.


O dziwo, powyższy zestaw nosiło mi się bardzo dobrze. Na zdjęciach po trzech dniach noszenia. Zdecydowanie przyjemna kompozycja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz